Festiwal czy klub? Znacie to uczucie, kiedy wasz ulubiony zespół przyjeżdża na wielki festiwal, zamiast na koncert klubowy? Z pewnością wiele osób narzeka wtedy na ceny i pluje sobie w brodę, że nie przyjechali na prywatny koncert. Jednak czy leżą w tym same minusy?
Festiwale, owszem, mogą wydawać się drogie. Czołowym jest tutaj Open’er Festival którego cena z roku na rok jest coraz wyższa. Czy faktycznie ceny mogłyby być niższe? Warto zaznaczyć, że wybierając się na dany festiwal mamy szansę zobaczenia od kilku do kilkunastu zespołów i artystów. W przeliczeniu, gdybyśmy liczyli ceny za wejście na każdy koncert oddzielnie, zdecydowanie wyszłoby wiele więcej. Weźmy na przykład edycję Open’era z 2017 roku. Headlinerzy: Foo Fighters, Radiohead, The Weeknd, The xx, Lorde. Większość z tych zespołów za wejście na prywatny koncert policzyłoby średnio 150-250zł. Gdyby zliczyć ich wszystkich, wychodzi nam cena przybliżona do ceny karnetu, a wciąż mamy jeszcze dziesiątki innych zespołów, których możemy posłuchać.
Opłacalnym jest też zakup karnetu z opcją pola namiotowego. Wtedy za niewielki dodatek kwotowy możemy spać zaraz obok festiwalu. Zamiast wydawania mnóstwa pieniędzy na noclegi w hotelach i hostelach, do których i tak będziemy musieli dojechać, śpimy na polu namiotowym. Zmęczony całodniowym bieganiem od sceny do sceny? 5 minut i jesteś na polu namiotowym. Oczywiście nie są to wyjątkowo wygodne warunki, ale nie oszukujmy się. To serce festiwalu i to tu się dzieje najwięcej. To świetne miejsce do poznawania ludzi, czy to w kolejce do prysznica, czy podczas rozmowy z naszym namiotowym sąsiadem.
Wniosek: festiwale dają okazję do poznania nowych zespołów i posłuchania więcej, niż jednego. To dzień pełen wrażeń, kiedy na koncercie klubowym jest to tylko support oraz główny zespół.
A jak jest z koncertami klubowymi? Z pewnością jest tam mniej ludzi, wszystko zależy od miejsca, gdzie się odbywa. Kolejną różnicą jest brak przypadkowości. Tam nie spotkasz ludzi, którzy przyszli przypadkiem, zazwyczaj na takie koncerty przychodzą ci, którzy lubią dany zespół/wokalistę. Na festiwalach są tysiące różniących się gustem muzycznym osób.
Jednak co jest wspaniałego w takich koncertach? Zespół wie, że występuje przed swoimi fanami i tylko nimi. Bardziej się angażuje i łatwiej mu zapamiętać daną publiczność. Łatwiej w takim miejscu nawiązać znajomość z ludźmi, którzy słuchają tego, co ty. Tam wszyscy będą śpiewać największe hity i będą się świetnie bawić. Festiwal? Mieszanka. Albo staniesz obok równego sobie, albo obok takiego, który będzie narzekał, że obecnie występujący zespół to dno.
Oba miejsca mają swój urok i są na swój sposób wyjątkowe. A wy, co wolicie? Kluby czy festiwal? Dajcie znać w komentarzu!